Śpij, zapomnij o złych łowach,
O przepaściach, o parowach,
Niech nagrodzi wdzięk marzenia
Stratę konia i jelenia.“
Ledwie się skromna skończyła wieczerza,
Obiedwie damy żegnały rycerza.
W sali mu łoże usłano z nawięzi
Wonnego wrzosu i młodych gałęzi,
Gdzie nieraz przed nim gość równie zbłąkany
Znajdował spokój i wczas pożądany.
Lecz próżno świeżość gałęzi i wonie
Kwitnących wrzosów chłodziły mu skronie;
Próżno Heleny głos grał w jego uchu:
Nie uśpił burzy ni w myśli, ni w duchu.
Coraz je dziksze trapiły marzenia,
Obrazy trudów, przygód, udręczenia.
To raz koń pod nim upada gdzieś w borze,
To się łódź jego pogrąża w jeziorze,
A on ni stąpić, ni pływać nie może.
To z wrogiem niby tocząc bój uparty,
Widzi swą klęskę, i sztandar wydarty.
To znów — o! niechby na wieki przepadło
To najstraszniéjsze ze wszystkich widziadło! —
Stają mu w oczach dni pierwszéj młodości,
Dni szczeréj wiary i ufnéj miłości;
Znowu się duszą podziela na poły
Z rozpierzchnionemi dawno przyjacioły.