Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/098

Ta strona została skorygowana.
XVIII.

Poskoczył Angus, i gotów do drogi,
Z rak poplecznika krzyż porwał złowrogi.
Łzy się w młodzieńca zakręciły oku,
Gdy miecz ojcowski przypasał do boku;
Ale gdy spotkał wzrok trwogi niewieściéj,
Wzrok niewymownéj matczynéj boleści,
Wrócił od progu, i padłszy na łono
Pocałowaniem pożegnał strapioną.
„Spiesz!“ rzekła z płaczem, żegnając skroń syna,
„Synu Dunkana! śpiesz z krzyżem Alpina!“ —
Spójrzał raz jeszcze ku ojcowskiéj trumnie,
Otarł łzy z oczu, czołem wstrząsnął dumnie,
I jako źrebiec, gdy z ciasnéj zagrody
Z wiatrem po polu puszcza się w zawody,
Wypadł, i cały odziany żałobą,
Biegł, godło wojny trzymając przed sobą.
Oschła twarz matki z gorących potoków,
Póki w jéj uchu brzmiał głos jego kroków;
A gdy we wzroku posłańca złéj wieści,
Postrzegła litość i podział boleści:
„Ziomku! raz pierwszy na głos swego klanu
„Nie powstał, rzekła, Dunkan z Dunkraganu.
„Skończyła ziemski swój bieg noga chyża,
„Coby biedz miała z posłannictwem krzyża.
„Ale się nie bój o godło Alpina!
„Bóg sierot będzie stróżem mego syna.
„A wy, doznanéj wierności i dłoni,
„Wy, towarzysze Dunkana, do broni!