Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/179

Ta strona została skorygowana.
PIEŚŃ SZÓSTA.

WARTA.
I.

Słońce wschodząc nad miastem, przez mgły dymu bure
Patrzy smutnie na szczyty kamiennych pałacy,
Budząc, nie z snu do życia wesołą naturę,
Lecz ludzi z ciężkich marzeń do trok i do pracy;
Kończąc ucztę, gdzie wrzeszczą gracze i pijacy,
Płosząc zbójcę, zkąd w nocy czyhał na przechodnia;
Lub zaglądając w mędrca mieszkanie ponure,
Walczy z światłem, co blada rozrzuca pochodnia
Na bladą twarz i księgi, w których czytał do dnia.

Co za obrazy cierpień, choć różnie odmienne,
Ogląda wzrok ów słońca po mieszkaniach ludzi!
Tu konający łazarz, klnąc nocy bezsenne,
Klnie ostatni dzień życia, że go blaskiem trudzi;
Tam nędzarz mrący głodem z rozpaczą się budzi;