Jak wielki okręt, co burzą strzaskany
Walczyć już więcéj nie będzie z bałwany,
I na mieliźnie piaszczystych wybrzeży
Od swych żeglarzy opuszczony leży:
Na niskiém łożu, leżał Rodryk śmiały.
Pierś i ramiona konwulsyjnie drgały,
Jak boki nawy, gdy szumiąc dokoła
Fala nią wstrząsa, lecz zruszyć nie zdoła. —
Gdzież dziś jéj lotne bujanie po morzach!
Gdzie szybkość jego po polach i wzgórzach! —
Skoro go poznał — wzrok topiąc w Allanie:
„Cóż o twéj pani?“ — rzekł — „co o mym klanie? —
„O mojéj matce? — Duglasie? — mów śmiało!
„Czy i ich moje nieszczęście spotkało? —
„Ach, tak! przyjść tutaj nie mógłbyś inaczéj! —
„Lecz mów! mów! — podłéj nie bój się rozpaczy.“ —
(Bo Allan znając zapał jego gniewny,
Wahał się, milczéć czy mówić niepewny).
„Starcze! mów prędko! — chcę, żądam koniecznie. —
„Kto walczył mężnie? kto dotrwał statecznie?
„Kto pierzchnął? — mogli! bez wodza, bezemnie! —
„Mów! kto legł z chwałą? kto żyje nikczemnie?“ —
— „O! bądź spokojny!“ rzekł bard „bądź spokojny!
„Helena żyje daleko od wojny.“ —
— „Dzięki ci za to!“ — „Duglas w dobrym stanie,
„Matka twa zdrowa; — co zaś o twym klanie:
„Nigdy pieśń bardów, ni bitwy tak śmiałéj,
„Ani świetniejszéj nie głosiła chwały.
Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/191
Ta strona została skorygowana.
XIII.