Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/199

Ta strona została skorygowana.

„Słońce zgasło, chmury wstały —
Pełzną, dymią, po skał wierzchu;
Pod ich cieniem brzeg i wały
Leżą sine, jak o zmierzchu.
Wiatr to nagle świśnie w borze,
To zakręci po jeziorze,
To znów cisza; i jak wprzódy,
Milczą chmury, brzeg i wody. —

„Ja nie baczę chmur ni burzy,
Sroższą burzę Trosach wróży.
Słyszę tylko huk ponury,
Jakby z posad wstrząsał góry.
Nad wąwozu ciasną szyją,
Huczą wrzaski, jęki wyją,
I zmieszane grzmią ku niebu,
Jak dzwon trwogi i pogrzebu.

„Coraz bliżéj, coraz bliżéj,
Grzmi szczęk mieczów, trzask paiży —
Cóż to? nagle ustały! —
Słyszę tylko okrzyk mściwy:
Trzeszczą łuki, brzmią cięciwy —
Zaświstało — to strzały!
Czekam, patrzę — wtém z parowu
Wybiegają, pędzą znowu:
Lecz nie razem w natłoku.
Bo górale w pledach, w piórach,
Po urwistych pną się górach,
Szyk ściskają w obłoku;