A pary siebie godniéjszéj wzajemnie,
Na świecie szukać byłoby daremnie!
On młody, raźny, szlachetnéj postawy,
Grom wpośród bitwy, i dusza zabawy;
A ona, ona! — gdy widok młodzieńca
Oblał jéj lice szkarłatem rumieńca;
Gdy każde tchnienie jéj piersi miotanéj
Zaokrąglało jéj strój sznurowany,
A wdół spuszczone błękitne źrenice
W łzach malowały serca tajemnicę:
Jakażby piękność w téj chwili, bez sromu
Śmiała na równi iść z Anną z Branksomu? —
O! teraz widzę, że moje pienie,
Szlachetne damy! serce wam wzrusza:
Ku mnie się zwraca wasze spójrzenie,
W każdém spojrzeniu lśni wasza dusza!
Czekacie pewnie tkliwéj powieści,
Tęsknéj rozkoszy, słodkiéj boleści,
Co pierś kochanków przejmuje;
Jak śmiały rycerz, w słowach płomiennych,
Czci niezachwianéj, uczuć niezmiennych
Świętość i zapał maluje;
I jak dziewica, z tęskném westchnieniem,
Wpół z przelęknieniem, wpół z rozrzewnieniem,
Słucha, i słuchać się boi;
I jak nakoniec, lekką zasłoną
Na wpół obwianą, skroń zapłonioną,
Oparła na jego zbroi;