Z nim razem błądząc po dalekich krajach,
Nieraz gdy gwiazdy zabłysły na niebie,
Obaj w mirtowych lub w oliwnych gajach,
Pieśniami wzajem pocieszali siebie.
A tak był wdzięczny chór zlanych ich głosów,
Że nieraz wieśniak hiszpański lub włoski.
Brał je za echo, co płynąc z niebiosów,
Nad grobem Świętych brzmi hymn chwały Boskiéj:
Choć treść obudwu ich pieśni jedyna,
Była Surreja luba, Geraldyna.
O Fitztrawerze! któż znając twą duszę,
Wysłowić zdoła rozpacz twego serca,
Gdy przyjaciela, na śmierć i katusze
Skazał bezbożny Tudor przeniewierca? —
Gardząc tyrana łaskami i gniewem,
Głos barda mściwym odezwał się śpiewem;
I opuściwszy blask miasta i dworu,
On sam, z zielonych ogrodów Windsoru,
Szedł szukać ulgi w żalach swoich rzewnych,
W pośród Surreja przyjaciół i krewnych,
I dziś przy wodzu rodziny Howardów,
Był druhem jego, i przewódzcą bardów.