szano mocny i przenikliwy głos, wołający trzy razy: „Gilpin Horner!“ Karzeł porwał się i zawołał: „To ja! trzeba iść! — i to wyrzekłszy zniknął, i już go odtąd nie widziano więcej.“ — Z innego poważnego źródła wiém jeszcze tę okoliczność, że karzeł oprócz wyrazu: stracony, który ciągle powtarzał, wspominał téż czasem imię jakiegoś Piotra Bertram, i usłyszawszy ów głos wołający, poznał, że to był głos jego. Zdaje się więc, że ten Piotr Bertram, musiał to być zły duch jaki lub czarnoksiężnik, od którego uciekło to szatańskie karlę. Dodać tu jeszcze muszę, że nie znam żadnéj gminnéj legendy, któraby tak szeroko znaną była w Szkocyi, i którejby tyle nawet bardzo znakomitych i oświeconych osób wierzyło.
11. Str. 43 w. 26. | Obraz z kaplicą spalili. |
25 czerwca 1557, Lady Joanna Bethune, wdowa po Lordzie Buccleuch, i wielka liczba Skottów, krewnych jéj męża, oskarżonych zostało o czyhanie na życie Lorda Kranstona, znajdującego się na pielgrzymce w kościele N. Panny Dolin, i o spalenie tegóż kościoła, gdy ich nadzieja zdobyczy zawiodła.
1. Str. 50 w. 18. | Trafił na rozdział, jak omamić oko. |
Ta czarnoksięzka moc ukazywania się w cudzéj postaci, lub ukazywania innego całkiem pozoru rzeczy, zowie się w dziejach zabobonności szkockiéj, techniczym wyrazem glamour. O skutkach jéj, oprócz gminnych, mamy nawet historyczne podania. I tak, Froissart opowiada, że w r. 1381, gdy książę Anjou oblegał jakiś zamek na brzegach Neapolitańskich, czarnoksiężnik jeden obiecał mu, iż za pomocą swéj sztuki tak potrafi zgęścić w jedném miejscu powietrze, iż oblężonym będzie się zdawało widzieć most „wzniesiony nad morzem, którém był otoczony zamek, i że