Jak nad umarłém dzieckiem swém płacze,
I żąda pomsty z nieprzyjaciela!“ —
Skończył — struchleli żalem i gniewem,
Jeden krzyk zemsty zatrząsł dąbrową.
Skoczył Hamilton wsparty pod drzewem,
I mieczem z pochwy błysnął nad głową…
Wtém zatętniało pole kopyty —
Ktoś prosto ku nim pędzi przez błonia;
A w ręku jego sztylet dobyty,
Zamiast ostrogi bodzie nim konia.
Twarz jego blada, włos rozczochrany,
Wzrok słupem na przód patrzy bez celu;
Jeździec i rumak krwią obryzgany —
„To on! to Bottwell! — witaj Bottwellu!“ —
Wołają, biegną, trzymają strzemię —
On z gorączkowym w twarzy zapałem,
Zskoczył, i z wzgardą rzucił na ziemię
Muszkiet dymiący świeżym wystrzałem.
I rzekł ponuro: — „Wiém, że wam miło
Myśliwskie trąby brzmiały dziś z rana;
Lecz miléj stokroć mnie słyszeć było
Ostatnie jęki wroga, tyrana!
„Żubr co go wasze zwaliły strzały,
Z dumą dziś jeszcze deptał po puszczy;
Lecz dumniéj stokroć Murraj zuchwały
Jechał na czele dwornéj swéj tłuszczy.