Noc przed świętym dniem Jana, krótka, chociaż niespana,
Przeszła prędko; — aż koło poranka,
Sen ogarnął Barona; lecz obawą dręczona,
Oka złożyć nie mogła kochanka.
Wzniosła głowę i słucha: — wkoło cisza, noc głucha,
Cały zamek w pomroce i we śnie.
Życie daćby gotowa, by dziś rycerz mógł słowa
Nie dotrzymać — nie przyszedł niewcześnie.
Nikt nie skrzypnął podłogą; — a wtém nagle — o! trwogo!
Rozsunęły się poły firanek;
Lady spójrzy — aż stoi, tuż u łoża, we zbroi —
O! nieszczęsna! — to on! jéj kochanek!
Przed oczyma ściemniało, serce w piersiach ustało,
Ręką tylko wrkazała na łoże —
„O! wiém ja, rzekł, w téj dobie, kto spoczywa przy tobie;
„Lecz się nie bój! on powstać nie może.
„Nie otworzy powieki — on dziś, a ja na wieki;
„On w swém łożu, ja w zimnéj mogile! —
„Trzeci dzień dziś upłynął, z ręki jego jam zginął,
„Księża za mnie się modlą w tę chwilę.
„Lecz sąd Boga surowy! Gdzie nas słodkie rozmowy,
„Gdzie nas miłość łączyła szczęśliwa:
„Duch mój żalem przykuty, czas czyścowéj pokuty
„U sygnału na górze odbywa.