Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/449

Ta strona została uwierzytelniona.

Szybko, żwawo, z biczów klaskiem,
Z hukiem i tententem koni,
Z brzękiem, dźwiękiem i trąb wrzaskiem,
Zjadła psiarnia źwierza goni. —
A wtém z chatki, w szacie białéj,
Wyszedł starzec osiwiały.

„Niebaczny! szanuj te progi,
Nie leć w przepaść zgubnéj matni!
Jeszcze moment do przestrogi,
Jeden tylko — i ostatni! —
Wróć się, nie gardź radą zdrową,
Miecz zemsty nad twoją głową!“ —

Troskliwie Prawy nalega:
— „Wróć się, wróć się, mężu młody!“ —
Lecz Lewy umysł podżega
Do zabawy z cudzéj szkody.
Pan pogardził radą zdrową,
Za Lewego szedł namową,

— „Rad mi żadnych nie potrzeba,
Groźba mię nie przejmie trwogą;
Choćbyś był z trzeciego Nieba,
Gardzę tobą i przestrogą! —
Próżne słowa! marne gniewy!
Daléj, daléj, mężu Lewy!“ —

W dłonie klasnął, w róg uderzył —
„Daléj, daléj!“ — konia śpina. —