Strona:Tłómaczenia t. I i II (Odyniec).djvu/510

Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia siódmego, wchodzą w strome,
Góry dzikie, nieznajome.
Weszli, przeszli. — Z drugiéj strony,
Jak wzrok zajrzy, smug zielony;
I u wyjścia z gór rozbity,
Stoi namiot złotolity.

Spójrzy Dadom, i w dłoń klaśnie. —
Gate wojsko, jak śpi właśnie,
Na równinie trupem leży. —
Do namiotu Sułtan bieży.
Aż tu przed nim — o! żałoba!
Widzi synów — martwi oba.
Bułat w ręku, ostrz bułata
Tkwi nawzajem w sercu brata. —
„O! wy dzieci moje, dzieci!
Ryknął Dadom: „Wpadły w sieci
„Sokolęta przed sokołem!“ —
I uderzył w ziemię czołem. —
Całe wojsko, jak tam stało,
Jednym płaczem zapłakało.
Zapłakały echem góry! —

Wtém z namiotu — słońce z chmury!
Twarz huryski! postać pańska!
Sułtanówna Szachmachańska
Wyszła — idzie — wpół się sroma,
Wpół uśmiécha do Dadoma…
Jak przed słońcem ptastwo nocy,
Dadom zamilkł; nie ma mocy