Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

wiele tłómaczy. Przekonujemy się, iż, mimo wszystko, nie można być bezkarnie, przez kilkanaście lat, oficyalnym dostawcą scen niemieckich. Nie wątpię, iż pan Rittner zawdzięcza im niejedno; choćby tę sumienną robotę sceniczną, która go tak korzystnie wyróżnia od wielu polskich, nawet utalentowanych dramatopisarzy; ale właśnie ta ostatnia sztuka ujawnia, jak bardzo nasiąkł duchem owej urzędowej quasi-poezyi niemieckiej, której świątynią jest tenże Burgtheater. Duch nie Hauptmanna, ale, z przeproszeniem, Fuldy straszy w tym Ogrodzie młodości. Są tam szczegóły (np. ów „głos kamiennego dziadka“ i wogóle koniec 3 aktu) tak arcyniemieckie, jak owe kolorowane koboldy i karzełki z żółtemi brodami, jakie widzi się porozmieszczane wśród zieleni w niemieckich ogródkach.
I, mimowoli, myśl moja pobiegła od przepychów wiedeńskiego Burgu ku innym, skromniejszym dziedzinom. Przypomniałem sobie sztukę powstałą z pokrewnego tematu: mianowicie „Papa“ Caillaveta i Flersa, tak rozkosznie graną, jeżeli się nie mylę, w paryskiem Gymnase. Ale cóż za bluźnierstwo przeciw „Wielkiej Sztuce“! Wszakże to tylko bulwarowa „płytka“ farsa, francuskie błazeństwo! Alboż to zostanie w „historyi literatury?“ O, ludzie ślepi i nie chcący widzieć!!
Zbliżam się do najtrudniejszej części mego zadania, t. j. do oceny gry. Raz już spowiadałem się z moich utrapień, wynikłych z tego iż jestem recenzentem-nowicyuszem, iż nie oblekłem jeszcze skóry mego rzemiosła. Za każdym razem gdy piszę o teatrze, mam uczucie, że wszedłem w gościnny dom, gdzie mnie podjęli jak zdołali najlepiej, przystroili się jak mogli,