Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

świst bata i wywołała w rodzinnem mieście autora gwałtowne poruszenie. Miałżeby w istocie Perzyński, zrywając ze swem pogodnem na ułomności tego świata spojrzeniem, podnieść głos aż do krwawej, ze świętego oburzenia zrodzonej satyry? Sądzę, że nie: Perzyński pozostał sobą, tylko pewne tematy, pewne kwestye, poruszone ze sceny, nabrały, siłą rzeczy, akcentów ostrej satyrycznej inwektywy. Stąd nieporozumienia, jakie, po warszawskiem przedstawieniu Polityki, wynikły między autorem a częścią prasy. Zarzucono mu, iż napisał paszkwil partyjny, wymierzony w jedno stronnictwo; podczas gdy, poprostu, wrażliwy na śmieszność artysta brał ją tam, gdzie ją najobficiej i najłatwiej znajdował. Zarzucano mu z innej strony, że ten czarny, niczem nie rozjaśniony obraz bezmyślności i korupcyi, mający reprezentować nasze sfery rządzące, jest — w zestawieniu z pobłażliwem do zbytku zakończeniem komedyi — czemś głęboko okrutnem. Nie sądzę, aby i to również było słuszne. Jest coś, co rozgrzesza żartobliwe ujęcie przez Perzyńskiego tych bolesnych spraw z zarzutów cynizmu, pesymizmu lub okrucieństwa: a mianowicie decydujący fakt, iż państwowość nasza znajduje się w zaraniu kilkumiesięcznego ledwie niemowlęctwa. Robienie nieporządku stanowi najbardziej bezsporny przywilej wieku niemowlęcego i spotyka się z pobłażliwym uśmiechem otoczenia; ta sama przywara, gdy towarzyszy latom młodzieńczym lub zgoła męskiej dojrzałości, budzi poważną troskę rodziny i każe szukać porady lekarza. To właśnie poczucie, z którego może nie zdajemy sobie sprawy, ale które niewątpliwie tkwi w nas na dnie, pozwala nam,