Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/114

Ta strona została skorygowana.

mogę pojąć, w jaki sposób ołówek dyrektorski, który przecież umie korzystać ze swych uświęconych praw nawet wobec największych arcydzieł literatury, tym razem jakby zapomniał o swym przywileju. Czyżby na próbach nikt nie spoglądał na zegarek? Roi się w Asystencie od całych „kwestyj“, od całych scen niemal, które się proszą o skreślenie lub o wydatne skróty. Jeżeli doświadczona pracowniczka sceny odbiegła tym razem od zwykłej swej zwartości, należało ją w tem wyręczyć, na czem sztuka zyskałaby ogromnie. (Ściśle biorąc, jest w niej materyał na bardzo zabawną jednoaktówkę).
Gra artystów, artystek zwłaszcza? Tu, powinienbym odstąpić na chwilę głosu zawodowemu profesorowi estetyki lub anatomii, aby fachowem piórem ocenił „walory artystyczne“, jakie, w kąpielowych strojach, przesunęły się na scenie przed naszemi oczyma. Widzieliśmy rzeczy dziwne; widzieliśmy wpół nago osoby które przywykliśmy szanować od dziecka; widzieliśmy... ale nie, to już doprawdy przekracza granice krytyki literackiej. Pozatem, role w Asystencie nie przedstawiają zbytniego pola dla inwencyi: w sztuce tej więcej grają rzeczy niż ludzie. Figury nakreślone są dość szablonowo; każdy zatem z artystów, sięgnąwszy do swej wypróbowanej galeryi, znalazł typ, który doskonale się tu nadał. Trzebaby przepisywać długi afisz i łamać sobie głowę nad coraz to odmienną formą pochlebnego uznania przy każdem nazwisku. Wyjątek należy oczywiście uczynić dla osoby samego „asystenta“; od jego osobistych warunków, oraz sposobu wywiązania się z funkcyj, zależą, jak losy lecznicy Gencyany,