Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/117

Ta strona została skorygowana.

to wrażliwe, jasnowłose stworzenie w chwili gdy otrzymuje list męża, gdy blask korony oślepia nagle jej oczy. A korona ta nie jest dla niej — jak dla niego — arką tajemnych przeznaczeń narodów, olbrzymiem rozszerzeniem platformy czynu, ale jest par excellence biżuteryą, bezkonkurencyjnym nowym kostyumem. W jednym błysku, duszę jej przeszywa pragnienie, myśl; tylko ta sama myśl która w duszy mężczyzny łamie się o tyle zapór, tutaj nie napotyka w drodze — nic.
Zbrodnia? Czyż to pojęcie istnieje dla kobiety? Zbrodnia jest naruszeniem milczącej umowy społecznej; czyż ona kiedy podpisywała tę umowę? Wychowanie społeczne, które głęboko przekształciło duszę mężczyzny, zaledwie obłaskawiło nieco kobietę: na widok bliskiego łupu, dusza jej pręży się, całą siłą swego instynktu, jak pantera do skoku.
Czyn został spełniony; i tu zaczyna się druga część dramatu.
Od chwili ziszczenia tej strasznej rzeczy, Makbet żyje jak w obłędzie. Zadał kłam wszystkim zasadom z których wyrósł, którym zawdzięczał swą wielkość, zniszczył swe życie wewnętrzne: nawpół przytomny, nękany widziadłami, gnany ze zbrodni w zbrodnię, dochodzi do stanu w którym śmierć wita niemal obojętnie: życie, wyzute ze swego sensu, stało się dlań

powieścią idyoty,
Głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą...

A lady Makbet? Jej sumienie jest spokojne; ona nie zadała kłamu niczemu, nie stargała w sobie żadnej struny. Jak nie było w niej wahania, tak niema i wy-