chybimy!“ w ostatniej scenie I aktu). Pewne braki w wymowie, stanowiące poniekąd zaporę dla artystki w jej szlachetnych dążeniach, dałoby się może przy pracy usunąć?
Z innych wykonawców, niejeden mógłby powiedzieć słowami Chochoła z Wesela:
Kto mnie wołał, czego chciał?
Zebrałem się w com ta miał...
Makdufa grał p. Guttner. Stanowczo wolę go jako ministra Kręciołka w Polityce. Nowocześni dygnitarze bardziej, zdaje się, odpowiadają indywidualności tego artysty.
Inscenizacya epizodu czarownic w I akcie wypadła najnieszczęśliwiej. Traktowana zupełnie realnie w pełnem świetle dziennem, przy brutalnej i grubej charakteryzacyi, scena ta robiła wrażenie przykre i śmieszne; nie tylko nie przyczyniała się do stworzenia „nastroju“, ale niweczyła go doszczętnie. Co się tyczy sceny czarownic w akcie IV, najlepiej może byłoby zupełnie ją skreślić; wróżba tycząca dynastyi Banka jest dla nas mało aktualna, sposób zaś jej ucieleśnienia przenosi nas ze sceny stołecznego miasta Krakowa gdzieś do jakiejś zapadłej „szmiry“ prowincyonalnej.
W końcu, jeszcze jedna uwaga. Makbet (nie wszyscy słuchacze zauważyli to może wczoraj) pisany jest wierszem. Otóż, na próżno siliłem się nieraz łowić uchem tok tego wiersza: zjawiał się na chwilę, aby, niemal w tej samej chwili, przepadać, ustępując miejsca jakiejś nieznanej formie, pośredniej między wierszem a prozą. W znacznej mierze działo się to wskutek