ludzie - niech zabawa ta nie obraża ami moralności ani dobrego smaku“. Zgoda; ale tutaj natykamy się na problem, przypominający potrosze kwadraturę koła. „Bawcie się dzieci, mówi dobra mama, ale tak aby nie pognieść kołnierzyka, i nie podrzeć spodni na kolanach“. Jak to wykonać? Niema rzeczy któraby bardziej dokumentowała nasze głębokie tkwienie w materyi niż nasz śmiech. Dawna farsa miała tylko trzy efekty wesołości; mianowicie że kogoś wygrzmocono kijem, że ktoś wziął na przeczyszczenie, i że mu przyprawiono rogi. Skoro, przypadkowo, wszystkie te trzy wydarzenia zeszły się razem, wówczas wesołość dochodziła do szału. Dziś, z farsy tej „pytają" w szkołach, ponieważ odleżała się już parę wieków. Od tego czasu, śmiech nasz wyszlachetniał zapewne; ale, mimo że delikatniejszy w formie, w treści zawsze nosi piętno naszego ziemskiego, zbyt ziemskiego pochodzenia. Z tem musimy się pogodzić; na tamtym świecie będziemy subtelniejsi, ale na tym trzeba nam zostać takimi jakich nas Pan Bóg stworzył. Obok Dantego — Boccacio; obok Pascala i Corneille'a — Rabelais; obok Kochanowskiego Trenów i Psalmów — Fraszki; takim jest człowiek: kto go zechce zanadto „podnosić“, zrobi go ponurym i obłudnym.
I w tem także najlepszem może wyjściem jest stworzyć dla tego biednego ludzkiego śmiechu osobny przybytek. „Internować“ go. Unika się w ten sposób nieporozumień; idzie go tam szukać, z całą świadomością, ten, kto ma na to ochotę; unika się niebezpieczeństw dysharmonii pomiędzy napisem na frontonie gmachu a zawartością wnętrza.
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/127
Ta strona została skorygowana.