Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

cznem byłoby podkreślać wobec czytelników Czasu, iż tego poglądu nie należy uogólniać.
Bohaterka Zapolskiej, Rena, po krótkiej i nieudanej próbie małżeństwa z jakimś — jak go nazywa — „strzępem mężczyzny“, pozostaje odporną na wszelkie pokusy miłości. Nie znaczy to wszelako, aby ich unikała; — och, nie! — przeciwnie, stwarza w swoim saloniku atmosferę, w której żyje się wyłącznie tem, i gdzie grono „mężatek bez przesądów“ — jak głosi afisz — a nawet „uświadomionych panien“ zabawia się, w towarzystwie dobranych partnerów, plastycznem odtwarzaniem kompozycyj Ropsa. Sama pani Rena czyni sobie prawdziwy „sport“ z tego, aby wszystkich otaczających ją mężczyzn, nie wyłączając przystojnego lokaja (to już może przesada?) doprowadzać do temperatury wrzenia. Lwem tego salonu jest „profesor uniwersytetu“ Halski, zawodowy uwodziciel z zamiłowania i — z zasad. Między tą parą toczy się zacięty pojedynek miłosny: ona, strojąc się w swą „nieskazitelność“, pragnie go nawrócić na religię wyłącznego poświęcenia życia jednej kobiecie, i przywieść, po tej ślizkiej kładce — do ołtarza; on, z ogniem apostoła, głosi hasła miłości jako kaprysu zmysłów, bez jutra i zobowiązań.
W czasie tej szermierki, „zaistniał“ — mówiąc galicyjskim stylem urzędowym — w każdem z dwojga stan fizyologiczny podatny do przyjęcia haseł przeciwnej strony: „kobietę bez skazy“ bowiem trawi nieustanna tęsknota miłosna, podczas gdy uwodziciel odczuwa, w swoim uciążliwym zawodzie, pierwsze objawy przesytu i znużenia. Ale, dążąc tak wzajem ku sobie —