się duszną atmosferą męzkich pragnień, poto aby, sześćdziesiąt razy na godzinę, mówić nie, wówczas gdy cały jej ustrój kobiecy krzyczy tak! We wspomnianej scenie z rewolwerem, nader szczęśliwie znalazła artystka akcent brutalnej prawdy; w improwizowanym wreszcie obrazie Podwiązki Ropsa ujawniła zupełnie ładne — warunki sceniczne.
Kontrast Reny „bez skazy“ stanowi pani Fila: osóbka, w przeciwieństwie do swej kuzynki, wyzwolona z wszelkich więzów cnoty, a której, przez osobliwy kaprys autorki, przypada w sztuce rola — rezonera-moralisty! Ale pani Fila jest, w interpretacyi p. Łąckiej, tak inteligentna, tak szelmosko-kobieca i ma tyle rozbrajającej prostoty, że niepodobna patrzeć na nią zbyt surowo. Powrót na scenę tej doskonałej i sympatycznej artystki witamy z prawdziwą przyjemnością.
Z innych wykonawców należy podnieść przedewszystkiem p. Fritschego, w którym nowy teatrzyk zdobył pierwszorzędną siłę komiczną, oraz p. Brzeskiego, bardzo sympatycznego „kochanka“ o ciepłym głosie i ujmujących warunkach.
Jedną chciałbym uczynić uwagę, zaznaczając, iż zdaję sobie sprawę z trudnego w dzisiejszej dobie położenia i dyrekcyi i artystów. Mianowicie, niektóre stroje męskie pozostawiały nieco do życzenia. „Światowy“ człowiek, spędzający pół życia w towarzystwie kobiet, nie powinien zdradzać różnych braków. Nie można np. nosić do fraka jasnego, pstrokatego paltota. Wiem o ten dobrze, bo sam tak chodziłem, w niewinności ducha; aż pewna wykwitna pani, której towarzyszyłem do teatru Scala w Medyolane, powiedziała
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/134
Ta strona została skorygowana.