Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

czeniu powiewu swobody twórczej, burzącej wszelkie zapory jakie mogłyby się wznosić pomiędzy czuciem poety a bezpośrednim tego czucia wyrazem. Od uroczych naiwności lirycznych, aż do wściekłego politycznego pamfletu wlokącego przez rózgi żywe, współczesne osoby, aż do tego cudu wreszcie jakim jest Improwizacya — najwyższy chyba rzut mięknienia na jaki wogóle poezya zdobyć się może — wszystko tu płynie z czucia, z żywej prawdy, ze krwi, nic z poetyckiej konwencyi.
Tę przedziwną passyę ducha, który krzyżuje się za naród i bierze w siebie jego grzech i mękę, rozpoczyna poeta od tego, iż staje się człowiekiem. Nim wzrośnie w męża, staje się mężczyzną. Pierwszy raz odzywa się naprawdę w słowie polskiem ów ton, będący pra-dźwiękiem wszelkiej poezyi: miłość do kobiety. A odzywa się z taką siłą, z takim pierwotnym żarem, jakgdyby coś długo powstrzymywanego, zatamowanego przez całe wieki wybuchło nagle i runęło potokiem lawy. Bo też tak było. Może to będzie bluźnierstwo, ale cała nasza literatura przed-Mickiewiczowska przedstawia mi się jako wielka szkolna ława, w której mniej lub więcej zdolni i pilni uczniowie odrabiają pensa na tamaty dyktowane im przez Europę, ale przykrojone roztropnie ad usum scholarum: w dobie humanizmu odbywa się to z postępem celującym, w epoce saskiej niedostatecznym, później, w dobie Stanisławowskiej, znowuż z bardzo dobrym. Dlatego, mimo wszystkich wysiłków „pietyzmu“, zawsze piśmiennictwo to będzie dla nas jedy-