Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

nie zabytkiem: nikomu nie przyjdzie na myśl szukać w niem dla siebie ludzkiej treści.
I naraz, z tym posłusznym uczniem dzieje się coś dziwnego; jednego dnia, kiedy, jak zwykle, ujrzał towarzyszkę swoich zabaw dziecinnych, stanął jak wryty: spojrzał na nią jakgdyby innemi oczyma. I, pewnego wiosennego dnia, porzuca książki i kajety, idzie błądzić po polach i lasach, patrzy na świat jakby mu łuska z oczu spadła; wciąga w pierś powietrze, ale tę pierś wstrząsa niewytłómaczone łkanie; nuci piosenkę, ale jakimś nieswoim głosem: kocha!... Student jest studentem, panna panną na wydaniu; przychodzi chwila, że zjawia się odpowiedni konkurent, i panna wychodzi za mąż. „Kobieto, puchu marny!...“ Młodzieniec cierpi; w tej męce serdecznej, z wyrostka stał się mężczyzną. I dzieje się dalej, iż, w straszliwie ciężkiej próbie życia, ten nieugaszony żar, raz rozniecony w sercu poety, zmieni przedmiot swojej miłości: z kobiety przeniesie się, z tą samą namiętnością, z tą samą pełnią wibracyi, na naród. Raz zbudzona energia czucia zmieniła łożysko; ale początkiem jej była płeć; jakgdyby na potwierdzenie słów, któremi zaczyna swoje „Dziady“ — Totenmesse — Stanisław Przybyszewski: Am Anfang war das Geschlecht. I, doprawdy, trudno powiedzieć, kto spełnił donioślejszy, bardziej brzemienny w następstwa dla rozwoju duszy polskiej czyn: czy płomienny Konrad, który samemu Bogu rzucił wyzwanie za naszą sprawę, czy naiwny a gorący „kochanek“ Maryli, Gustaw, który nauczył nas w pulsie własnej krwi szukać źródeł piękna i prawdy.
Czy utwór ten, mimo iż nie pisany przez poetę