Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

operacya musi budzić poważne zastrzeżenia. Akt „w mieszkaniu senatora“ jest, w całych Dziadach, jedyną częścią naprawdę, w całej pełni dramatyczną; owa zaś scena balowa doprowadza, w mistrzowskich efektach, dramatyczność tę do najwyższego napięcia. Bez tego tła, drugie zjawienie się pani Rollison traci nieskończenie wiele ze swojej straszliwej grozy; efekt piorunu przepada w próżni; zamiar artystyczny poety ulega zasadniczemu okaleczeniu. A wreszcie, akt ten tak zrośnięty jest w naszej wyobraźni i pamięci z melodyą, rytmem Mozartowskiego menueta! Dobre wystawienie tej sceny przedstawia zadanie niełatwe, ale jakże powabne dla reżyseryi; o ileż bardziej jeszcze, niż pasterka Zosia „w swoich niezrównanych produkcyach na linie“! Jeżeli kierownictwo teatru miało poczucie iż może dać jedynie parodyę owej sceny, zapewne, lepiej uczyniło skreślając ją; fakt jednakże iż była grana a że dziś przyszło ją usunąć, że z raz zdobytego terenu trzeba było ustąpić, budzi przykre podejrzenia, iż teatr nasz, w zakresie możliwości scenicznych, nie postępuje naprzód — jak to byłoby naturalnem — ale się cofa. (Jeśli chodziło o czas trwania widowiska, raczej możnaby poświęcić ostatnią scenę na cmentarzu!)
Pozatem, przedstawienie Dziadów, mimo iż dość dalekie (zwłaszcza w drobniejszych rolach) od owego święta mowy polskiej jakiem być powinno, było poprawne. Z dawnych wykonawców, pozostał, od pierwszego przedstawienia, przy swej roli p. Sosnowski, dając potężną w swej prostocie postać ks. Piotra. P. Nowakowski włożył w postać Konrada cały swój