np. odciąć ją ostrą linią egzotyzmu, i rzucić, niby jaskrawą plamę, na szare tło małomiasteczkowego światka. Liczne wzmianki w tekście świadczą że ta księżna nie urodziła się w książęcych splendorach i że miała przeszłość raczej dość awanturniczą. Można podkreślić jej cudzoziemskość, odrębność rasową i obyczajową; słowem, zaprawić rolę mniej lub więcej silną domieszką „charakterystyczną“. P. Bandarzewska prześlizgnęła się nad tą amerykańską stroną roli, jako nieodpowiadającą widocznie naturze jej talentu; zagrała poprostu samą sobą, swoim spokojnym wdziękiem, swoim zawsze ślicznym uśmiechem i bardzo kobiecą dobrocią. Stworzyła postać, może nie zupełnie idącą po linii wytyczonej przez autora, ale pełną uroku, i, tem samem, dającą wystarczającą oś całej akcyi. P. Nowacki był „mężczyzną“ w każdym calu; koniec drugiego aktu zagrał z brawurą, budzącą wrażenie iż mało kiedy zdarzyło się kurtynie zapaść równie w porę. Reszta zespołu niewiele miała pola do popisu w rolach mieszkańców prowincyi, nakreślonych dość bezbarwnie; z małymi wyjątkami, wszyscy wywiązali się dobrze z zadania.
Sufler pracował jak miech kowalski, nieraz bezskutecznie; toteż, chwilami, czuć było w jego głosie jakby zniechęcenie.