„Moje dziecko, jeżeli wydałaś, to zapewne na dobry użytek; co moje, to i twoje. Odrobimy je“. Żona mówi: „To jeszcze nie wszystko; już cię nie kocham (a raczej bardzo cię kocham, ale... jak brata); pozatem, kocham twego ulubionego subjekta Oskara i pragnę do niego należeć (a nawet, właściwie już troszkę należałam). Mogłabym cię oszukiwać, ale zanadto cię na to szanuję“. A Juhasz: „Jakaś ty szlachetna że tak postąpiłaś; nie płacz, moje biedne dziecko, bo mi się serce kraje“. Żona dalej: „A te pięćdziesiąt tysięcy, to ja dałam Oskarowi, który za nie kupił sklep w Berlinie, bo powiedział, że nie może twojej żony narażać na nędzę“. Juhasz: „Postąpił jak człowiek serca i honoru. Jesteście oboje dzielni i szlachetni ludzie“. Przychodzi Oskar i mówi: „Zabieram panu żonę i pieniądze, ale porozumiałem się już z pańskimi wierzycielami, którzy, nie mając pokrycia, obejmą pański sklep w zarząd przymusowy, póki panu nie odeślę tej sumy (na św. Nigdy). Czyli: możesz się pan od jutra wynosić ze sklepu, jesteś bankrut. Juhasz na to: „Jaki on dobry, że się tak trudził dla mnie“. I, po tych wszystkich ciosach, pośród ruiny szczęścia i bytu, znajduje czas i pamięć, aby tlómaczyć skomplikowany mechanizm blaszanego okręcika stróżowi, którego dziecku kupił go na imieniny. Takim poznajemy w 1 akcie p. Juhasza, właściciela „konfekcyi męzkiej“ i myślimy sobie: „Cóż to za zacny, anielski człowiek. To już chyba kres, do którego ludzka dobroć dojść może“.
Kres? gdzietam, to dopiero początek. Protektor Juhasza, hrabia, wyrywa go ze zbankrutowanego sklepu
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/150
Ta strona została skorygowana.