mieszkę twardszego aliażu, bez której nawet złoto jest — nie do użytku.
Sztuka Molnara jest wcale mila i zabawna. Tło sklepowego życia, tak mistrzowsko opisane w Balzakowskim Cezarze Birotteau lub Lalce Prusa, gdzie, pomiędzy sprzedażą pary kaloszy a tuzinem kołnierzyków, rozgrywają się bolesne dramaty ludzkiego serca, gdzie dławi się nieraz łzy drgające w głosie, aby, ze stereotypowym uśmiechem, wmówić gościowi laskę lub płaszcz gumowy których wcale nie potrzebował, daje autorowi pole do wielu nowych i błyskotliwych pomysłów scenicznych. Pierwszy akt bowiem Konfekcyi męzkiej zarysowuje się niemal dramatycznie, z energicznym rysunkiem charakterów i sytuacyj, oraz zręcznem spleceniem nastrojów lirycznych i dramatycznych z groteską środowiska. Farsowy charakter bierze stanowczo górę w akcie drugim; ewangeliczny człowiek, Juhasz, mieni się już chwilami w zdecydowanego durnia, aby, pod koniec, wystrzelić niespodzianie fajerwerkiem płomiennego kochanka. Trzeci akt, sprowadzając akcyę do poprzedniego środowiska, wraca jej zarazem i głębsze komedyowe wartości. Nie mogę powiedzieć, aby linia tych przeobrażeń poprowadzona była zupełnie harmonijnie; ale, ostatecznie, nie chcę też być z rzędu tych ludzi z których dworował sobie już Molier, iż, ubawiwszy się na komedyi, dociekają podejrzliwie czy też uśmiali się zgodnie ze wszystkiemi prawidłami sztuki i Arystotelesa. Skoro autor dał słuchaczom dużo wesołości i nieco głębszej myśli aktorom zaś szereg dobrych ról, spełnił prawdopodobnie wszystko co sobie tutaj założył.