tniejsza, najczystsza, a zarazem zdolna — o ile raczy zstąpić na chwilę z piedestału — dać wybranemu mężczyźnie ocean „najrzadszych upojeń“. Ujrzał ją przed laty na balu młody porucznik rosyjski, i pamięć spojrzenia jej cudnych oczu prześladuje go aż do szlif pułkownika; przez zazdrość o niebiański uśmiech „dumnej Polki“ poprzysiągł śmierć człowiekowi do którego się tak uśmiechnęła, a którego los zagnał obecnie do rosyjskiego wojska jako jego adjutanta; mąż (ów adjutant właśnie) spędziwszy, po dwóch latach rozłąki, trzy dni w jej objęciu, oświadcza iż teraz będzie szukał śmierci, bo, po wrażeniach jakie mu dała, życie wypowiedziało dlań swoje ostatnie słowo, etc. etc. Obok tego, p. Zofia (bo takie imię nosi panna Stefcia w sztuce p. Wójcickiej), ma podrosłego syna, jest, oczywiście, najlepszą matką, córką, siostrą, Polką i uprawia politykę o zabarwieniu „centralnem“
Jestem namiętnym czytelnikiem polskich kobiecych powieści, zawdzięczam im najmilsze, najpogodniejsze chwile, passyami lubię ten rodzaj literatury, ale — nie na scenie. A także nie wtedy kiedy autorka przekracza swój zakres i za tło bierze przedmioty, które bynajmniej się do tego nie nadają. Ten występek popełnia w najwyższym sztopniu sztuka p. Wójcickiej.
Zastanawiałem się głęboko, w jakim stosunku pozostaje p. Wójcicka do swego przedmiotu. Nie w artystycznym, to pewna. Nie chcę jej posądzać o grube literackie żerowanie na bólach narodowych, o poruszanie świeżych mogił aby z nich wygrzebać łatwy a niby efektowny „temat“. Zdaje mi się, że znajdę
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/155
Ta strona została skorygowana.