Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/161

Ta strona została skorygowana.

tworzy życie, wdzierające się do pracowni uczonego, igrające, wraz z promieniami słonecznymi, po zakurzonych pólkach bibliotecznych lub harmonijce wielobarwnych próbówek! Tym razem „życie“ przybrało klasycznie farsową postać Loli Zambezi, której zjawienie w mieście wytrąca docenta Gordona — na jedną noc, i to bardzo niewinnie — z kolei badań naukowych, i sprawia, iż studenci napróżno oczekują rankiem wykładu młodego uczonego o Teoryi światła. Zamęt ogarnia coraz szersze kręgi i wywraca do góry nogami laboratoryum prof. Pytla, autora wielkiego dzieła O wyładowaniach w próżnię, zagorzałego fizyka, brzydzącego się bezgranicznie wszelkim „jurystą“, chociażby nawet nosił na grzbiecie rektorskie gronostaje, i gotowego skakać mu do oczu o cześć nauk przyrodniczych, zaczepioną w osobie jego asystenta. Dzięki miłości panny Miry, córki rektora, do młodego winowajcy, rzecz kończy się szczęśliwie; co więcej, epizod z Lolą Zambezi znaczy się w dziejach nauki wiekopomnem odkryciem. Gordon, w stanie cokolwiek „zaprószonym“, przez pomyłkę dolał do retorty zawierającej „roztwór“ swego profesora, owoc jego wielomiesięcznych badań, pixavonu, który znowuż zabłąkał się do pracowni dzięki pannie Loli; i oto okazuje się, iż przypadek, ten częstszy niżby się zdawało współpracownik wiedzy ścisłej, osiągnął to, czego napróżno szukała cierpliwość uczonego: dopiero za dodaniem tego kosmetycznego środka, roztwór skręcił w pożądany sposób płaszczyznę polaryzacyi! Gordon, który, zrozpaczony iż zniweczył pracę mistrza,