gnębiająco dobry“... Jest dobry nie tylko dla niej; znalazł gdzieś w magazynie krawieckim chłopca i odgadł w nim talent; dał go kształcić: dziś, Mario Silva jest genialnym, sławnym rzeźbiarzem... Mario kocha Ninę i chce jej z całą bezwzględnością „nadczłowieka“; Nina kocha Maria, ale podświadomie: czy kocha nawet jego samego? „usta jej (mówi) rozchylają się do nieznanych pocałunków“. Płomień jeszcze nie buchnął, jeszcze czas go zdławić. Nina czyni to; wymusza na Mariu słowo, iż na rok się oddali, sama zaś chroni się z mężem gdzieś daleko nad morze, zacierając ślady kierunku w którym odjechała. Ale Mario, dowiedziawszy się przypadkiem o miejscu pobytu i łamiąc dane słowo, zjawia się; przyjęty z otwartemi rękami przez zacnego i ślepego męża, zostaje. Rozpoczyna się okres dręczenia się wzajemnego, krążenia koło siebie rozkochanej bez pamięci a wciąż niby unikającej się pary; miłość w coraz ciaśniejsze sploty wikła ich oboje. Nina walczy jeszcze, może ma złudzenie że walczy, może ta walka jest dla niej preludyum rozkoszy, którego instynktownie nie chce utracić... Ale nawet ślepota męża dublowanego profesorem ma swoje granice; Larson przejrzał. Dla jednego z dwóch, dla niego lub Maria, niema miejsca na ziemi: niech partya kart rozstrzyga. Następuje klasyczny „pojedynek amerykański“, przypieprzony grubo a zbytecznie poprzednim epizodem z karcianym prestidigitatorem, od którego, dla żartu, profesor wziął parę lekcyj. (Ten epizod wyrywa się z czystości akcyi młodzieńczym brakiem gustu i razi w sztuce niby tłusta plama. Profesor, przedstawiony przedtem i potem jako ideał szlachetności
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/175
Ta strona została skorygowana.