Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/183

Ta strona została skorygowana.

i w banalnym komforcie stołecznych hoteli, a które, na dnie, wśród orgij szampańskich, zawsze mają swój kącik tęsknoty za zielonością wsi, mlekiem prosto od krowy i bezinteresowną miłością w ramionach młodego, niewinnego chłopca. I, od czasu do czasu, w tych obojętnych rojowiskach ludzi, mignie gdzieś takiej Loli świeża młodzieńcza twarz, i kobiece jej serce wypuka nieomylnie: „To byłby ten“. Ale godziny są policzone: ćwiczenie, próby, modniarki, spektakle, inne obowiązki... i znów sypialny wagon unosi het, daleko, po nowe laury biedną tancerkę z niezaspokojonem sercem. Tym razem, traf okazał się życzliwszy: młodzieniec, z którego oczyma oczy jej skrzyżowały się przelotnie, raz w Oxfordzie, raz, zdaje się, w Nizzy, zjawia się na drodze jej życia; gadzie? niewiadomo, kędyś w Europie. Jest to młody panek, wychowany na wsi, potem w Oxfordzie, gotujący się do służby dyplomatycznej; łatwo zgadnąć, iż, z tej potrójnej przyczyny, znajduje się na antypodach wszelkiego artyzmu, nawet tego który uprawia Lola; w zakresie sztuki, zna jedynie konin umiejącego tabliczkę mnożenia, Ale cóż to znaczy, w chwili gdy usta ich rozumieją się tak dobrze?
Trzy miesiące pobytu na wsi, w majątku młodego Laszlo, spływają jak marzenie. Lola rzuciła wszystko, teatrzyk który bez niej bankrutuje, kolegów, sztukę. Żyje pełnem życiem kobiety; ale w duszy jej otwiera się znowuż czeluść nieugaszonej tęsknoty za tem co stanowiło istotną treść jej życia, za tańcem, za tą atmosferą nerwową, podnieconą, tryumfalną. A Laszlo? Laszlo kocha ją, niewątpliwie, daleki jest od przesytu; ale, ostatecznie, czuje iż nie może tak strawić życia