jak malarskiej. Mimowoli przychodzą na myśl przepyszne Pastorałki Lubańskiej Stryjeńskiej: oto, mam wrażenie, ton, w jakim trzebaby wystawić Betleem polskie. A jestto rzecz, w którą warto włożyć trud i koszta, gdyż chodzi nie o przemijającą „premierę“, ale o sztukę która na scenie krakowskiej ma zapewnione dziesiątki lat życia i mogłaby być tej sceny prawdziwą ozdobą.
Często, bardzo często, rozpisywała się w ostatnich latach krytyka o tem, jako, w nowem pokoleniu aktorskiem, zanika sztuka deklamacyi, poszanowanie wiersza, kultura głosu. Powtarzała to krytyka tak często, aż wkońcu robiła wrażenie owej babci, która z uporem wspomina czasy kiedy mężczyźni kochali stale i wiernie ubogie a zacne dziewczęta, a funt mięsa kosztował 4 kopiejki. Wreszcie, sprzykrzyła się jej ta rola, i — dała za wygraną. Toteż, nie poruszyłbym tej kwestyi, gdyby nie to, iż, tym razem, wyręczyła krytykę sama dyrekcya, przeprowadzając nader ciekawy w tej mierze eksperyment. Mianowicie, do oddeklamowania strofek „obrońcy Lwowa“ powołano autentycznego żołnierza z pod Lwowa, młodego studencika z piątej klasy. I okazało się niespodzianie, że, co do jasności wysłowienia, a nawet władania głosem, chłopiec zawstydził wielu zawodowych aktorów występujących w trzecim akcie jasełek. Widocznie, w klasie do której chodzi, zachował się jeszcze kult deklamacyi, który tak gruntownie przepędzono ze sceny. Każdy może iść się przekonać, że mówię rzetelną prawdę. Zaznaczyć muszę wszelako, że byłem na Betleem na przedstawieniu popołudniowem; być może tedy, iż artyści teatru
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/188
Ta strona została skorygowana.