w którym ją czytałem), będąca nie czem innem, jak świadomą lub bezświadomą fantazyą na temat Świętoszka, idącą bardzo ściśle po linii Moliera. Rolę Świętoszka odgrywa tam niejaki Foma Fomicz, pasorzyt, niebotyczny kabotyn ocierający się już z rosyjska o mistycyzm; Orgonem jest poczciwy obywatel wiejski. Jestto, równocześnie, jeden z najbardziej oryginalnych i lotnych utworów Dostojewskiego; myśl francuska bowiem posiada tę tajemnicę, iż wnika a nie przygniata.
Wogóle, ciekawem byłoby wykazać, ile ten najgenialniejszy, najbardziej rdzenny pisarz rosyjski, fanatyczny wróg „Zachodu“, soków wyssał z Francyi! Bez Francyi, nie można sobie wręcz wyobrazić jego istnienia, tak samo jak tylu naszych wielkich i bardzo polskich pisarzy. Podśmiewano się, swojego czasu, z szowinizmu literackiego Juliusza Lemaître, kiedy, na wszystkie nowe zjawiska literatury europejskiej (które zresztą oceniał bardzo szeroko i inteligentnie) powiadał iż Francya już to przebyła, i odsyłał indywidualizm Ibsena do — Georges Sand, a ewangelizm Tołstoja do Dumasa-syna, jeśli się nie mylę. Ale, o ile talenty zdarzają się wszędzie, faktem jest, iż są kraje w których myśl rodzi się z ziemi, a inne, w których jest, mniej lub więcej, importem, jak szampan: bo też myśl, to szampan przyrody. Dlatego, lekkim dreszczem przejmuje mnie to najbliższe dziesięciolecie, kiedy sprowadzenie książki francuskiej będzie kosztowała 150 koron (a za parę lat może 1.500 marek polskich?) i dużo kłopotu. Troszkę się boję tego przymusowego powrotu do „prasłowiańskiej“ rodzimej kultury!