ckiej — tak bezwzględnie odtrąca. A jeżeli już ma być „realizm“, niech będzie sobą szczerze i otwarcie; poco mu przedrzeźniać niepotrzebnie dzieła poezyi z zupełnie innego ducha poczęte?
Z innych ról w Elektrze podnieść wieży grę p. Pancewiczowej, która dała postaci Chrysotemis wiele kobiecej miękkości, oraz p. Kosmowską i p. Brackiego, którzy wydobywali co mogli z niezbyt wdzięcznych ról Klytemnestry i Oresta.
Z okazyi wystawienia Elektry, pozwolę sobie poruszyć pewną kwestyę, która szczególnie leży mi na sercu. Omawiając, zdaje mi się, przedstawienie Makbeta, podnosiłem jak bardzo, u wielu aktorów, zanika poczucie wiersza, i jak — zwłaszcza gdy chodzi o wiersz biały — zmienia się on łatwo w jakąś bezpostaciową masę, w której znękane ucho słuchacza od czasu do czasu łowi z wysiłkiem ułamek rymu, aby go znowu za chwilę zagubić. Otóż, przypadkowo, zapoznałem się z ciekawą ilustracyą tego faktu, świadczącą iż przyczyny jego sięgają głębiej niż przypuszczałem.
Wpadła mi mianowicie w ręce jedna z ról z przygotowującej się Elektry. Przez ciekawość, zajrzałem do niej, przyczem uderzyło mnie, że jest pisana prozą, podczas gdy mniemałem, iż Elektra Hofmasthala jest wierszem. (Kiedy jednego z artystów grających w Elektrze pytałem czy sztuka jest wierszem czy prozą, nie umiał mnie objaśnić, i, jak się zaraz okaże,