Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/203

Ta strona została skorygowana.

niema w tem nic dziwnego). Zacząłem tedy czytać ową rolę:
Nie umiem siedzieć i patrzeć się w ciemność jak ty. Mam w piersiach coś jak gdyby ogień, co nieustannie pędzi mnie po domu, w żadnym pokoju usiedzieć nie mogę, muszę z jednego schodu biedz na drugi, na dół do góry — jest mi jakby wołał mnie ktoś, przychodzę a tu pusty pokój! Tak się czegoś boję — drżą mi kolana w dzień i w noc, a gardło jakżeby mi ktoś czemś ścisnął, więc płakać nawet nie mogę, nawet płakać nie mogę. Wszystko jest siostro jak kamień — litości!
Oczywiście, po pierwszych słowach (nie potrzeba na to być wielkim poetą), spostrzegłem, że ustęp ten jest poprostu wierszem, białym jedenasto-zgłoskowym wierszem, mimo iż miejscami zepsutym, i że należy go pisać tak:

Nie umiem siedzieć i patrzeć się w ciemność
jak ty. Mam w piersiach coś jak gdyby ogień;
coś nieustannie pędzi mnie po domu,
w żadnym pokoju usiedzieć nie mogę,
muszę z jednego schodu biedz na drugi,
na dół, do góry — jest mi jakby wołał
mnie ktoś; — przychodzę, a tu pusty pokój!
Tak się czegoś boję...
Drżą mi kolana w dzień i w noc, a gardło
jakżeby mi kto czemś ścisnął, więc płakać
nawet nie mogę, nawet płakać nie mogę (?)
Wszystko jest siostro jak kamień, — litości!