sobie Gustawa z tychże samych Ślubów, który spędził ośm lat przy ambasadzie w Japonii: pusty z pozoru ale w gruncie serdeczny chłopak, który, zamierzywszy zrazu dla zabawy poskromić miss Hobbs, rychło ulega urokowi panny, jej talentom sportowym, wioślarskim, etc., i, dawszy jej poglądową a skuteczną lekcyę kobiecości, znajduje w niej wybraną towarzyszkę polowań na tygrysy („krokodyla daj mi luby...“)... Gustaw stanowi tedy parę nie z Anielą lecz z Klarą; oto różnica; ale pozatem istnieją poważne analogie motywów: i ta jakaś „inna“, którą on kocha a która potem okazuje się właśnie „tą“; i chustka nawet, którą amant każe sobie wiązać niby skaleczoną rękę... I przyszło mi na myśl, że szczęście to prawdziwe iż Śluby powstały wcześniej; inaczej, ani chybi, mielibyśmy, w historyi literatury, nowe „źródło“ do twórczości Fredry.
Ale co Ameryka, to nie wioska pani Dobrójskiej: tutaj, panna rozbija zgodne małżeństwa i narzeczeństwa, zakłada we własnej, wytwornie urządzonej willi, „klub dla kobiet“, młodzieniec zaś wynajmuje sobie yacht (co więcej, mówi o tem, jak o rzeczy najnaturalniejszej w świecie!), i na tym-to yachcie rozgrywa się kulminacyjna scena. Udając, dzięki gęstej mgle, iż yacht stojący w porcie zerwał się z kotwicy i znalazł się na pełnem morzu, zuchwalec doprowadza zaciekłą sufrażystkę i emancypantkę do tego, iż jemu, mężczyźnie, smaży kotlety i miele kawę na młynku! I przy tym młynku do kawy, nad tym skwierczącym rusztem, obudziły się snadź w miss Hobbs jakieś ciemne atawistyczne instynkty z epoki kiedy niewiasta przyrządzała mężczyźnie strawę, podczas gdy on borykał się
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/216
Ta strona została skorygowana.