kilkanaście, i słuchałem go wówczas z roztargnieniem: tego samego dnia, po premierze, miał się odbyć jeden z pierwszych seansów „Zielonego Balonika“, na którym Teofil Trzciński, grający wieczorem w teatrze (i bardzo dobrze) rolę Ulryka Brendla, później, u Michalika, elektryzował nas do białego rana swą niezrównaną werwą piosenkarską. Stąd, ideologia Rosmersholmu spłynęła mi się na jakiś czas nierozdzielnie z melodyą cake-walka. Obecnie, na wiadomość o bliskiem wznowieniu tego utworu, odczytałem sobie jednym tchem jedenaście sztuk Ibsena i, po takim treningu, oczekiwałem sobotniego wieczoru, wielce zaciekawiony jak się to nam dziś przedstawia.
Początkowe wrażenie jest bardzo mięszane. Nie wiem jak dla kogo, ale dla mnie, wyznaję szczerze, jedną z rzeczy najtrudniejszych do przełknięcia na scenie są wszelkie perypetye miłosne pastora. Kiedy patrzę na takiego chłopa na schwał jak p. Bracki, o grenadyerskich barach, w długim czarnym tużurku i czarnym krawacie, jak zbożnie przewraca „uduchowionemi“ gałami i opowiada wybrance serca o swej niewinności, wprowadza mnie to w nastrój wręcz przeciwny temu jaki autor zamierzył. Mimowoli przychodzą na myśl rozmaite utarte koncepty na ten temat, w rodzaju znanej modlitwy: Gott, verlieh' mir zu dem Werke, des Stieres Kraft, des Rosses Stärke, etc. To jeden szkopuł, nieznany zapewne krajom protestanckim, w których przedewszystkiem kwitnął teatr Ibsena.
Drugi szkopuł, to polityczno-ideowe tło utworu. W epoce działalności literackiej Ibsena, toczyły się
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/218
Ta strona została skorygowana.