w jego ojczyźnie zajadłe walki dwóch przeciwnych stronnictw: konserwatystów i wolnomyślnych. Walki te, o wązkim i lokalnym horyzoncie, z natury rzeczy mało zawierające elementów twórczych lecz raczej będące późnem i zdrobniałem echem potężnych zmagań duchowych rozgrywających się, setkę lat wprzódy, na Zachodzie, dziś są, tem bardziej, przebrzmiałym anachronizmem. Sposób, w jaki Ibsen je uzmysławia, też nie dodaje im polotu: jestto głównie wzajemne wymyślanie sobie przeciwników w klerykalnej Gazecie urzędowej i liberalnej Latarni, dość przypominające tonem nasze galicyjskie kampanie „przedwyborcze“ z przed jakich lat trzydziestu, któremi rozkoszowałem się będąc dzieckiem. Nie podnoszą go zbytnio owe mające charakteryzować stanowisko Jana Rosmera ogólniki o „uszlachetnianiu ludzi“, o „jednemu między sobą stronnictw we wspólnej pracy“, o „prawdziwym ludowym rządzie“. Zbyt dużo rzeczy widzieliśmy od tego czasu!
I środowisko zatem i tło sztuki nastrajają nas raczej odpornie: tem wymowniejszą tedy próbą siły Ibsena jest, iż konflikt jaki się rozwija, zagarnia nas coraz mocniej, każe zapominać o wszystkiem innem, a w końcu poddać się bezwolnie owej surowej i szlachetnej atmosferze etycznej jaka włada w siedzibie Rosmerów. Podobnie jak Rebekę West, tak i słuchacza Rosmersholm łamie i zwycięża. Trudno, w istocie, o głębszy, bardziej wnętrzny dramat, jak ten oto, w którym umarła gra główną rolę, jest wciąż przytomna, wciąż obecna na scenie, działa i sprowadza katastrofę, w którym duch Rosmersholmu, tego domu gdzie, jak
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/219
Ta strona została skorygowana.