Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/220

Ta strona została skorygowana.

pamięć ludzka sięga, „dzieci nigdy nie krzyczą, a gdy dorosną nigdy się nie śmieją“, kruszy wolę i siły istoty ważącej się nań porwać. A dramat ten, w swojem przeduchowieniu, jakże jest realny! bo czyż sfera ducha nie jest najniewątpliwszą, jedyną może istotną realnością tego świata?
Rebeka West, to postać nakreślona na bardzo wielką miarę. Ta dziewczyna, urodzona na nizinach społecznych, wykarmiona mętami życia, niesie z sobą tęgość i bezwzględność woli, upojenie swobodą wzroku, nieokiełzane ambicye czynu. Oczy jaj zwracają się na siedzibę Rosmerów: tam się dostać, tam zapuścić korzenie, opanować spadkobiercę wiekowej, szlachetnej puścizny ducha, oto cel, oto środek do dalszych celów owej namiętnej szermierki „postępu“ i „wolnej myśli“. Udaje się jej to: Rebeka powoduje w Janie Rosmerze głęboką duchową przemianę, która każe mu zerwać ze wszystkiem co dotąd czcił i wyznawał. Ale, iżby przeobrażenie to było zupełne, trzeba usunąć z drogi ostatnią zaporę pętającą mu skrzydła: żonę jego Beatę. Panna West nie waha się: zapomocą nawpół świadomej, nawpół instynktownej gry, doprowadza szlachetną, rozegzaltowaną istotę do tego, iż szuka śmierci w potoku, aby nie być przeszkodą do szczęścia ukochanego męża. Nie znamy Beaty Rosmer: ale wyobrażam ją sobie pokrewną ową słodkiej Selizecie Maeterlinka, która ustępuje pokornie z drogi durnej Aglawenie.
Rosmer i Rebeka zostają sami; cel zdaje się dopięty. Ale, w ten stosunek, w który dotąd, ze strony Jana, wchodzi gołębia niewinność myśliciela-poety, ze strony zaś Rebeki raczej ambicya i namiętność