ale stworzył naogół postać szlachetną i przekonywującą. Z pełną rozmachu auto-ironią oddał p. Guttner figurę genialnego cygana Ulryka Brendla. P. Wasilewski jako rektor Kroll, oraz p. Grolicki jako Mortensgard (pierwsza poważna rola p. Grolickiego) nakreślili typy starannie i inteligentnie opracowane; toż samo p. Modzelewska. Całość stała na wyżynie dobrych tradycyj naszego teatru.
Stosunek p. A. Friedmanna i H. Kottowa do całej rodziny Würzburgerów i Rosenbergów z przyległościami jest ciepły, liryczny. Patrzą na nich tem okiem, jakiem Fredro patrzał na swego Cześnika i Dyndalskiego, Mickiewicz na gniazdo Sopliców. Od drobnego zaścianka żydowskiego na Leopoldstadzie, wiodącego się ledwie w pierwszej generacyi kędyś ze Zbaraża lub Brodów, aż do pałaców i will pryncypalnych ulic miasta Wiednia przy których sadowi się magnaterya finansowa, autorowie tulą miłośnie do serca całe pokolenie Judy. Gdyby jakiś pesymista odważył się twierdzić, że na świecie zanikła szlachetność, bezinteresowność, poczucie honoru, godności osobistej, możemy mu śmiało rzucić rękawicę; wszystko to istnieje, inkarnowało się niepodzielnie w wiedeńskich małych i wielkich żydów, w lecie zaś przewietrza swoje jaegery w Ischlu, na Semeringu, lub w Abacyi. Zrozumiałym tedy jest bajeczny sukces tej sztuki w Wiedniu, gdzie