Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

warszawskich, gdzie Andrzej ma sposobność bronić jej czci przed natarczywością podpitych magnatów. Ale, w szlachetnym ferworze, on, prosty oficer, dobył szabli na jenerała artyleryi Sapiehę i na wszechpotężnego hetmana Branickiego; grozi mu zguba. Na to zjawia się książę Józef (niestety, nie można powiedzieć, utartym zwrotem, że był „jak ze starego portretu“!). W szczerej chęci ratowania swego oficera, błagany przez chorążynę, wpada na pomysł godny szarmanta z „pod Blachy“. Trzeba działać szybko: jutro rano Branicki będzie już ze skargą u króla; należy go uprzedzić. Książę pożycza chorążynie swego płaszcza, pieroga i karety; niechaj, w tem przebraniu, korzystając z nocnego mroku, dostanie się do gabinetu króla, gdzie toczą się właśnie ważne obrady i niech wybłaga u niego łaskę. (Nawiasem mówiąc, dowiadujemy się z tej sztuki, że to książę Józef był autorem tak wyświechtanego później dowcipu: „To się zdarza w najlepszych familiach“, tylko bowiem chyba nakaz źródłowej prawdy historycznej mógł skłonić autora do włożenia tego konceptu w jego usta).
Akt III ukazuje nam wnętrze gabinetu Stanisława Augusta; król, stary, znużony i zwątpiały, słucha dalekiej fujarki pastuszej, ociągając chwilę narad, w której najlepsi synowie kraju pchają go do stanowczej decyzyi, do przeparcia w najbliższych dniach na sejmie wiekopomnej konstytucyi. Patriotyczne, ale mało sceniczne wywody Kołłątaja, Ignacego Potockiego, etc., urozmaica intermezzo w postaci wtargnięcia chorążyny. Plan księcia Pepi powiódł się; król, ubawiony, rozczulony potrosze, darowuje łaską krewkiego oficera.