Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

wymyślić nie lepszego, poszła, pewnego pięknego dnia, w świat, za pierwszym mężczyzną który się jej nawinał. „Przeklęta“ tradycyjnie przez ojca, osunęła się, po rozstaniu z pierwszym kochankiem, do ostatnich granic upadku; aż wreszcie — nie wiemy bliżej w jaki sposób — pojednała się z rodzicami i wróciła do domu. Tu poznał ją i pokochał młody i szlachetny Roman; Irena pokochała go wzajem, i pozwala nieświadomemu jej przeszłości chłopcu snuć plany małżeństwa. Ojciec patrzy na młodą parę okiem starego wygi, któremu niejeden raz zapewne zdarzyło się sprzedać ślepego konia na jarmarku; w małżeństwie Ireny widzi rehabilitacyę córki i oczyszczenie tarczy herbowej Orczyńskich.
Z dwóch stron jednak nadciągają chmury i zaciemniają widnokrąg tego narzeczeństwa, napełniającego cały dworek echem swych całusów. Z jednej strony, w Irenie — jak przystało na uświęconą w literaturze „kurtyzanę odrodzoną przez miłość“ — dojrzewa postanowienie wyznania Romanowi przeszłości (dyabelnie czuje się pewną tego chłopca!); z drugiej, zjeżdża opiekun Romana, milionowy self-made-man Radwan, aby ratować wychowanka przed małżeństwem z niegodna go Ireną. Bogacz chce załatwić rzecz paroma akcyami naftowemi; ale ten sam Orczyński, który nie wahał się ani na chwilę ciągnąć młodego chłopca w sieci dwuznacznego małżeństwa, oblewa się karmazynowym rumieńcem oburzenia na wzmiankę o pieniądzach. („Orczyński jestem!!“) Irena, po kilkunastu koniakach, wyznała Romanowi wszystko, i gotowa była z rezygnacyą usunąć się z jego drogi, ale, wyprowa-