Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/245

Ta strona została skorygowana.

Łuży (łuża, nawiasem mówiąc, po rosyjsku znaczy kałuża), prastarego kresowego gniazda Rudomskich.
Z ponownem podniesieniem kurtyny, znajdujemy się nagle jakby na innej planecie. Wyobraźmy sobie coś niby VI akt Romea i Julii, oparty na tem założeniu, iż, w akcie piątym, stary Monteki i stary Kapulet oświadczyli jednozgodnie: „żeńcie się ile chcecie, ale ja nie dam ani cencika“. I Romeo zostaje, aby żyć, pisarzem publicznym, a Julia chodzi w wykrzywionych bucikach, i kwasy, wymówki, i — czar owego heroicznego romansu strawia się w codziennej wierności... Tak Wiko i Irena, „królewięta“ na wygnaniu, poślubieni od dwóch lat, żyją gdzieś w ciasnym pokoiku w gubernialnem czy powiatowem mieście. On został małym urzędniczkiem, pracuje na prosty kawał chleba, gryzie się w sobie wspomnieniem, męką, niewesoły zeń towarzysz. Ona, wyszrubowana raz w życiu nawpół mimowoli do wyżyn patetyczności, osunęła się w przeciętność. Dumne skrupuły Wika, który nie chce się upominać u matki o swój majątek, są dla niej śmieszną donkiszoteryą; jego wyrzuty sumienia, już spowszedniałe, nudzą ją; brak strojów, zabawy, życia, niecierpliwi do ostateczności. Jesteśmy w początkach wojny; Wiko, powołany do wojska, lada dzień pójdzie pod karabin; koło Ireny krąży ich niby-przyjaciel, płaski lowelas adwokat Światobor, czyhający na to aż Irena, osamotniona, bezradna, zdeprawowana mirażami błyszczącego życia jakie on jej podsuwa, osunie się w jego ramiona. I osiąga to nawpół, zanim jeszcze mąż wyjedzie: Wiko, wszedłszy nagle do pokoju, zastaje Światobora u kolan żony okrywającego ją poca-