Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.
„PARLAMENTARYZACYA“ TEATRU.

Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do t. zw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? Ależ każdy obraz jaki się pojawi na wystawie nosi kartkę, tak rzadką, tak sensacyjną dawniej wśród rzeszy malarskiej: zakupione; książki, mimo szalonych cen, „idą“ jak nigdy; dwa teatry, koncerty, stale pełne... A jednak, tak; sztuki konsumuje Kraków więcej, być może wskutek przesunięć jakie zaszły w podziale dóbr świata i specyalnych warunków pieniądza, ale interesuje się nią mniej. Nie należę bynajmniej do tych, którzyby z żalem wspominali dawną „intelektualną“ atmosferę Krakowa i przeciwstawiali ją obecnemu „zdziczeniu“; przeciwnie. Grunt w tem, aby była woda: jakie młyny na niej staną i co będą mełły, to rzecz przyszłości. Aż do błogosławionej, po trzykroć błogosławionej doby wojennej, tragiczną cechą naszego miasta był absolutny brak wody, a wszystkie inteligentne i intelektualne młynki wznosiły się dumnie na piasku. Mówię to naturalnie w znaczeniu środków realizacyi; tem większy honor dla Krakowa, iż, w tych warunkach, życie jego duchowe było tak intensywne.
Przytoczony objaw spotykamy tedy i w kwestyi teatru. Jak wspomniałem, teatr jest stale pełny, ogonek przy kasie taki jakgdyby sprzedawano w niej co najmniej szmalec amerykański. Ale jakże daleko jesteśmy od czasów, kiedy Kraków istniał, od jednej do drugiej