Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

myślał cykl utworów dramatycznych, odzwierciedlających ewolucyję idei Chrystusowej w ciągu wieków.
Ale oto przyszło nagle wstrząśnienie, wobec którego żadne asylum, żadna ucieczka przed światem nie mogły się ostać. Jakieś potworne wędrówki narodów, jakiś powszechny szał krwi i zniszczenia nawiedziły ziemię; przez chwilę zdawało się wręcz. że ludzkość oszalała, i że pędzi na oślep do własnej zaguby. Koniec świata, owa straszliwa wizya prześladująca wyobraźnię ludzi średniowiecza. oto obraz, jakim musiał się odcisnąć na wrażliwych mózgach pierwszy zwłaszcza okres wojny.
A zanim jeszcze uspokoiły się nieco rozkołysane fale nienawiści narodów, wezbrało inne groźniejsze jeszcze morze nienawiści; walka wszystkich przeciw wszystkim. Rozluźnione konstrukcye i tamy społeczne nie stawiają zapory naciskowi egoizmu i łupiestwa; gromada nędzarzy bijąca się o łachman i targająca go przytem na strzępy, oto znów obraz życia społecznego, tak jak musi się ono dziś przedstawiać zasmuconemu oku dobrego mnicha, spoglądającego na nie przez swoje zakratowane okienko.
I oto patrzy dalej, jak, o miedzę od nas, w kraju w którym każdy objaw życia wydyma się do jakichś potwornych wymiarów, w którym każda idea dąży do obleczenia najostateczniejszych konsekwencyj, urzeczywistnia się w całej pełni panowanie Antychrysta. I jakież wieści dochodzą co dnia o tem panowaniu! Tyrania, gwałt, okrucieństwo, przesłaniająca okropności obłąkanych rzymskich Cezarów; tryumf najbrutalniejszych instynktów, najbardziej krwiożerczych zboczeń; wszędzie głód, nędza, morowe powietrze. Tutaj, pijany