Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/263

Ta strona została skorygowana.

Bogactwo, przyparte do muru, ustępuje Nędzy płaszcza, ufając w to że dla siebie zachowało drugi, pod tym trzeci, i więcej... Ale wystarczyło by płaszcz znalazł się na barkach Nędzy, aby rozpętać wszystkie fale zawiści i gwałtu; daremnie Nędza, przeobrażona w posiadaczkę, z całą już psychiką posiadania, broni swej świętej własności, swego prawa; płaszcz jej idzie w strzępy w rękach rozjadłego tłumu. Jest-ci wprawdzie jakaś Władza, komiczna jej parodya raczej, która, pod rysami dawnego Tyrana, kryje nawskróś współczesną bierność i bezsiłę: całą jej filozofią jest oświadczyć jednej stronie: „Ty na płaszcz nastawaj“, drugiej zaś: „A ty płaszcza nie oddawaj“. Wreszcie, nawpół obojętnie, kona ta Władza pod nożem Włóczęgi-Judasza, tego który stanie się panem chwili, największym wirtuozem w graniu na instynktach tłumu.
I oto, na tle rozpaczliwie jałowego, kamienistego krajobrazu, pod trzema czarnymi krzyżami odrzynającymi się od horyzontu, rozpoczyna się piekielna sarabanda, jakaś potworna czarna msza, odprawiana przez Antychrysta-Włóczęgę na czele rozbestwionego motłochu. Do stóp środkowego krzyża przywiązane jest Miłosierdzie; po bokach — niby dobry i zły łotr — Kaznodzieja (wcielenie religii kompromisowej, świeckiej, obcej duchowo prawdziwej Miłości) i Bogacz. Daremnie Nędza z I aktu, obleczona strzępami tyranowego płaszcza, skojarzywszy się z Robotnikiem, chce zachować dla siebie władztwo: panować będzie ten, kto skupił w sobie większą moc nienawiści; a któż jej wykrzesze więcej, niż ten, demoniczny wręcz w swojej sile zniszczenia, w każdem słowie jadem i śliną parskający wyrzutek?