szlachetnego wina w szczerozłotem naczyniu: O dreimal hochbeglücktes Haus, wo das ist kleine Gabe!
Caillavet i Flers stworzyli swój typ, wiążący się z najlepszemi tradycyami francuskiego teatru. Polega on na zespoleniu szczerej farsy, operującej karkołomnemi sytuacyami, z silnem postawieniem figur, które, pod względem psychologicznego rysunku, wytrzymują wysoką miarę komedyową. A wreszcie, nierzadko, farsa ta rozrasta się do nieoczekiwanych wymiarów głębszej satyry społecznej; jak np. w owym rozkosznym Królu, stanowiącym jakby nowoczesny odpowiednik do Wesela Figara Beaumarchais’go, jak również we wczorajszym Zielonym fraku.
Niesłychaną jest hojność, z jaką autorowie szafują inwencyą, dowcipem. W Zielonym fraku jest materyału na jakie pięć świetnych komedyj. Sam Parmeline, ów wszechświatowy wirtuoz, czarujący kabotyn, artysta i pajac w jednej osobie, to figura, koło której możnaby osnuć całą sztukę. A książę de Maulevrier, kapitalnymi rysami scharakteryzowana mumia legitymistyczna, człowiek, dla którego „nic godnego uwagi nie zaszło we Francyi“ od czasu upadku „prawej dynastyi“; a księżna-Amerykanka, tak miła, tak sympatyczna w swojem chronicznem zapaleniu serca; a ów „bubek“ arystokratyczny, z typu który Caillavet i Flers opracowali ze szczególną lubością: nie można o nim nawet powiedzieć że jest głupi; poprostu pochodzi z rasy, gdzie, od szeregu pokoleń, nie przyszło na myśl, że mózg jest organem którym możnaby się posługiwać! A cóż dopiero sama Akademia, stanowiąca podłoże całej sztuki!
Stosunek Paryża do Akademii jest bardzo zabawny.
Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/271
Ta strona została skorygowana.