Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/272

Ta strona została skorygowana.

Możnaby zebrać istną antologię najzłośliwszych dowcipów, które na tę Akademię ukuto, począwszy od nagrobku Pirona, który ułożył dla samego siebie: Ci git Piron, qui ne fut rien — Pas mème academicien; od panny de Lespinasse, która, przez szereg lat, samowładnie niemal obsadzała fotele akademickie i która pierwsza puściła w obieg koncept o „dożywotniej nieśmiertelności“... A równocześnie, pod temi złośliwościami, kryje się grunt bezmiernej czułości dla tej prastarej instytucyi: kryje się głęboka z niej duma, i — nieprzeparta ambicya aby, na zakończenie karyery pisarskiej, znaleźć się na liście czterdziestu Nieśmiertelnych.
I jaka swoboda, jaka ludzkość w tych żartach! Pamiętam mowę Maurycego Donnaya, niegdyś jednego z założycieli słynnego Chat noiru, kiedy, wybrany z czasem członkiem Akademii, pierwszy raz, na uroczystem posiedzeniu powitalnem, zabrał głos „pod kopułą“. „Moi panowie (rzekł); kiedy, przed dwudziestu laty, pod Czarnym Kotem przebieraliśmy garsonów w zielone fraki z palmami i wołaliśmy na nich: „Nieśmiertelny, małe piwo!“ — nie spodziewałem się, że kiedyś przyjdzie mi znaleźć się w tem gronie...“ A ten cudowny obyczaj, iż nowomianowany Akademik wygłasza panegiryk zmarłego poprzednika, po nim zaś zabiera głos drugi mówca, który, w przemówieniu swojem, charakteryzuje nowego przybysza: otóż, obowiązująca tradycya każe, aby ta mowa była naszpikowana najwytworniejszemi złośliwościami!
Caillavet i Flers biorą Akademię pod huraganowy ogień dowcipu: począwszy od uciesznego błazeństwa,