Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/273

Ta strona została skorygowana.

aż do jaskrawej lecz wszelkiej żółci pozbawionej satyry. I kiedy, w trzecim akcie, dali na scenie parodyę uroczystego posiedzenia Akademii, kiedy zdawałoby się że wypróżnili już swój kołczan, prowadzą nas, w akcie czwartym, ni mniej ni więcej jak do Pałacu Elizejskiego, do gabinetu samego prezydenta Republiki, aby, z przemiłą dobrodusznością, ot tak, od niechcenia, wywracać na nice malowaną wielkość tego dostojnika! To już doprawdy rozrzutność Krezusów! I co za koncepty: jeden goniący za drugim, szybciej niż ucho słuchacza zdoła nadążyć! Ten nieoceniony prezydent łamiący sobie głowę jakby zatrudnić swoich attachés: po długiem szukaniu, znalazł coś dla każdego, jeden tylko został niezajęty: aha, ma wreszcie: wyśle go, jako przedstawiciela rządu, na „doroczny bankiet synów przyjaciół Gambetty“. Prezydent jest w rozpaczy, że nie może oddalić kucharza, który fatalnie gotuje, ale — jest wpływowym „bratem“ loży masońskiej, o stopień wyższym od... ministra sprawiedliwości. A ta rozmowa prezydenta republiki z księciem legitymistą, po raz pierwszy przestępującym próg reprezentanta rządu, którego „nie uznaje“. Książę spostrzega biust zdobiący gabinet Prezydenta: „Kto jest ta osoba? (pyta) — To? Republika francuska (odpowiada prezydent), — Nie znam. Czy podobna? — Troszeczkę odmłodzona. — Jako amator, pozwolę sobie panu zwrócić uwagę, że widzę tu małe pęknięcie, które z czasem może się powiększyć. — Dziękuję księciu, radziłem się specyalistów: upewnili mnie że siedm lat wytrzyma“. (Jak wiadomo, wybór prezydenta odbywa się na lat siedm). Trudno,