Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/275

Ta strona została skorygowana.

siedzeniu; książę wita uroczyście świeżego Akademika, któremu poczytano za szczególna zaletę, iż „sam z siebie jest niczem i że wszystko będzie zawdzięczał Akademii“. Nieszczęściem, w skrypt mowy powitalnej księcia, zaplątał się list miłosny jego żony, oświetlający nader jaskrawo stosunek jej do nowego Nieśmiertelnego; następuje chwila zamięszania; posiedzeniu grozi zerwanie; aż wreszcie, prezes Akademii, po ciężkiej walce, umocniony duchowo, analogicznym przykładem z własnego życia, przez sekretarza instytucyi (cudowna figura!), z hartem Rzymianina, dla honoru „kopuły“, kończy swą mowę powitalna.
Nie skończyłbym do jutra, gdybym chciał rozbierać wszystkie bogactwa tej komedyi; np. figurę Brygidy Touchard, i jej tak prawdziwie uchwyconą czułość bardzo inteligentnej kobiety dla miłego i doskonale ubranego głuptasa, czułość obrotnej plebejuszki dla tego wypielęgnowanego przez wieki nieużytku społecznego, jakim jest młody Latour-Latour. A muzyk Parmeline, który, kiedy chce wyrazić odcienie psychologiczne swoich dwóch miłości i ich erotycznych perypetyj, mimowoli rzuca się do fortepianu i wygrywa wszystko po kolei! Cała sztuka jest jednym miłym, życzliwym uśmiechem, czemś niewypowiedzianie słonecznem.
Przychodzi mi jedna refleksya. Teatry nasze poświęcone lekkiej komedyi stoją prawie wyłącznie repertuarem obcym; z pewnością nie z braku dobrej woli, ale z przyczyny niedostatku rodzimej twórczości w tym kierunku. Otóż, kiedy wspomnę takie firmy jak dawny Meilhac i Halévy, jak Caillavet i Flers, i tyle innych pomniejszych spółek komedyowych, zastanawiam się,