Strona:Tadeusz Boy-Żeleński - Flirt z Melpomeną.djvu/276

Ta strona została skorygowana.

dlaczego u nas nie przyjęła się (poza jednym Abrahamowiczem i Ruszkowskim, o ile mi się zdaje) ta tak wypróbowana metoda współpracownictaa? Niema u nas wesołości do zbytku: łatwiej może byłoby ją wykrzesać we dwóch przy flaszce bodaj cienkiego wina, niż samemu przy biurku. A także, owa tak ścisła geometrya wykreślna, która w farsie czy komedyi musi stworzyć mocne rusztowanie utworu, zyskuje niewątpliwie na precyzyi, skoro przejdzie przez kontrolę dwóch zgranych z sobą intelektów. To co bawi dwóch ludzi, daje już wielkie gwarancye że będzie bawiło dwustu lub dwa tysiące.
Zielony frak znałem doskonale z czytania i wyznaję, że, kiedy zapowiedziano go w „Bagateli“, byłem cokolwiek zaniepokojony czy to nie jest przedsięwzięcie ponad siły młodej scenki. Szczęściem, obawy okazały się bezzasadne; subtelną tę komedyę odegrano bardzo dobrze, w czem niewątpliwie duża część zasługi przypada inteligentnej reżyseryi p. Noskowskiego. Sztuka trwa dość długo, ale nie dłuży się ani na chwilę; to nie pusta farsa wymagająca zawrotnego tempa; to ciągły turniej dowcipu, z którego nie można nie uronić. Tutaj żalby mi było każdego skrócenia. Znakomitym księciem-prezesem, który „ma się dobrze“, był p. Fritsche; muzyka Parmeline z wielką pomysłowością wcielił p. Noskowski; p. Łącka była, jak zawsze, sprytną i miłą Brygidą; p. Bruczowa „amerykanizowała“ zabawnie i z wdziękiem. P. Berski stworzył żywy typ wiernego sekretarza akademii; p. Brzeskiemu, jako hr. Latour-Latour, brakło cokolwiek tego odcienia „charakterystycznego“ jaki dali mu autorzy. P. Dante-Baranowski (Be-